sobota, 6 grudnia 2014

I

Nazywam się Miranda , ale przyjaciele mówią na mnie ... Siostra mówi na mnie Mira . Mieszkam w okolicach Melbourne . Tak jestem z Australii . Wraz z siostrą mieszkam w małym budynku , a tak dokładniej to na jego strychu . Nie mamy pieniędzy , jedzenia , niczego nie mamy . Od ośmiu lat jesteśmy skazane na życie na własną rękę . Pytacie " dlaczego " ? Rodzice zginęli w wypadku samochodowym . Nie był to zwykły wypadek . Nasz ojciec był zamieszany w kilka brudnych spraw . Raz nie dotrzymał słowa , więc jego "wspólnicy" dopilnowali , żeby nigdy nie popełnił tego samego błędu .

Dokładnie pamiętam ostatni dzień z nimi . Była zima . Padał śnieg , pogoda dopisywała . Musieli pojechać po ciotkę , która czekała na lotnisku ...
- Ale wrócicie ? - pytałam jak szalona . 
- Ależ oczywiście kochanie . - kucnął przy mnie tata i objął dłońmi . Potem pocałował mnie w czoło i mocno przytulił . Spojrzał mi w oczy i powiedział :
- Pamiętaj , jesteście dla nas najważniejsze . Kochamy was jak nikogo na świecie . - potem wstał . Poczochrał mnie po włosach i kiedy już wychodził , powiedział:
- Opiekuj się Kumiko ! - i zniknął .

To były ostatnie nasze wspólne chwile . Przynajmniej tyle pamiętam . Nie wiecie jak się wtedy czułam . Jak my się wtedy czułyśmy . Straciłyśmy jedynych kochających nas ludzi . Przez kilka lat byłyśmy w paskudnym domu dziecka . Jeśli ktoś wam kiedykolwiek powie , że nie jest w nim źle , to strzelcie mu w głowę , proszę . W całym budynku zawsze było zimno . Po podłodze latały myszy . Wszędzie kurz . Pościel z dziurami . Nie narzekajcie na szpitalne jedzenie .  W tym czymś zwanym " domem " rzadko kiedy było można coś zjeść. W lato jeszcze nie było tak źle , bo chociaż była ładna pogoda , a chłód w środku jedynie pomagał w te upały . Jeśli chodzi o takie rzeczy jak jedzenie , ubranie , woda do picia i inne , to same musiałyśmy jak reszta dzieci o nie zadbać . Czy kradłyśmy ? Tak . Czy miałyśmy wyjście ? Nie .

Nie chodziłyśmy do szkoły , jak inne dzieciaki w naszym wieku z poza domu dziecka . Miałyśmy okrutną i przerażająca " nauczycielkę " . Ją również doskonale pamiętam .
- Mirando Hopens , czy to takie trudne zapamiętać kilka zdań ? - stałam przed nią i cała się trzęsłam .
- Odpowiesz ? - kolejny raz moje ciało wzdrygnęło się na jej głos . Był to mój dziesiąty dzień w domu dziecka i pierwsza "lekcja" z panną Evil . Samo jej nazwisko pokazywało jaka jest . To chyba nie był przypadek . 
- Do kozy ! - wstała zniecierpliwiona . Ja nadal stałam , bo nie wiedziałam co mam począć . Spojrzałam na resztę kasy . Wszyscy mieli przerażone twarze .
- Oh , koledzy nie powiedzieli ci o karach jakie stosuję ? - podeszła do mnie , sięgnęła w stronę klamki - Jaka szkoda . Wtedy może byś się przygotowała , albo wiedziała co cię czeka . - otworzyła drzwi . Wzięła mnie za rękę . Mocno ją ścisnęła i wepchnęła do środka .

Chyba nie muszę tłumaczyć co mnie czekało ? Dla ciekawskich , otrzymałam porządne lanie . Nie był to zwykły klaps , ale bicie batem . Batem ! Przez kolejny tydzień leżałam w łóżku i płakałam . Trochę z bólu , a trochę z powodu sytuacji , w której się znalazłam wraz z siostrą . Czemu my ? Nikt nie zasługuje na coś takiego . Miałam wtedy wielką nadzieję , że Kumiko sobie poradzi przez ten tydzień mojej niemocy .

Czy miałam tam przyjaciół ? Oprócz Kumiko nikogo nie miałam . Pamiętam jedynie dwóch chłopców , którzy jednego z tych dni , kiedy spotykaliśmy się z panną Evil postawili się jej i poszli na męki za nas .
Kolejny raz tam idziemy . Kolejny raz będziemy bite . Jest to nieuniknione . Bardzo żałuję , że nie mogę obronić Kumiko . Oddałabym wszystko za to , żeby jej ta kobieta nie zrobiła krzywdy .
- Przepraszam ... - szepnęłam do niej kiedy stanęłyśmy przed drzwiami do kozy czytaj " sala tortur".
- Za co ? - spytała mnie zdziwiona , ale ciągle spokojna siostrzyczka .
- Za to , że nie mogę cię uchronić przed tym co nas czeka . - łza spłynęła po moim policzku .
- Idziemy tam razem , więc damy radę . - uśmiechnęła się , co dało mi odwagi .
Obok nas stanęła kobieta , która już zaraz zada nam tyle bólu . Otworzyła drzwi i z szerokim uśmiechem otworzyła je . Szepnęła po cichu " zapraszam " . Wtedy to z podłogi podniosło się dwóch chłopców .
- Idziemy za nie ! - krzyknął jeden , a drugi pokiwał twierdząco głową . 
- Oh.. A co wy nagle tacy odważni ? Hmm..? - zaśmiała się . Odepchnęła nas i powiedziała do chłopców wskazując wejście do środka .
- Nie mam czasu . Wchodźcie moi drodzy . - obaj bez żadnego namysłu weszli do środka . Przed samym wejściem jeden z nich się do mnie uśmiechnął .

Dla małej , jedenastoletniej dziewczynki był to wielki gest odwagi . Nadal ich podziwiam pomimo tego , że nie wiem nawet jak się nazywali . Kiedy ich bito razem z siostrą stałyśmy pod drzwiami i nasłuchiwałyśmy . Niestety nie miałyśmy kiedy powiedzieć " dziękuję " , bo następnego dnia uciekli.
- Mira ! - usłyszałam krzyk siostry . Popędziłam do klapy w podłodze . Otworzyłam ją dając jej wejść.
- Mam jedzenie . - uśmiechnęła się . Usiadłyśmy obie na podłodze i zaczęłyśmy jeść .

Więc trochę mnie poznaliście . Mnie i moją historię . Naszą historię . Dodam jeszcze jedynie to , że w domu dziecka pogorszyło się i to bardzo . Nie mogłyśmy żyć tam dalej wiec uciekłyśmy i od 5 lat naszym domem jest ten strych . Oprócz tego pozbyłyśmy się nauczycielki , tego demona , zła w ciele człowieka . Nic poza tym się nie zmieniło . Nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i bardzo kochającymi siostrami .

1 komentarz:

  1. Zapowiada się mega ciekawie, zatukłabym tą babę... :P
    A tu mój blog, zapraszam ;>
    http://gdzies-ponad-tecza.blogspot.com/2014/11/rozdzia-1.html

    OdpowiedzUsuń